Zwalczenie epidemii koronawirusa wiąże się z ograniczeniami bezpośrednich kontaktów międzyludzkich. Jak to wpływa na tryb procedowania spraw w urzędach państwowych? Jakie skutki w tym obszarze możemy zaobserwować?
W czasie społecznej izolacji, administracja publiczna borykała się z problemami takiej samej natury, jak podmioty komercyjne, w efekcie ograniczając zakres świadczonych usług. Obserwowaliśmy więc, jak urzędy i instytucje publiczne przeszły w tryb pracy zdalnej, część z nich zamknięto dla interesantów, a inne wręcz zawiesiły i ograniczyły swoją statutową działalność. I choć od 22 kwietnia sytuacja zaczęła częściowo wracać do normy, przez całe tygodnie wielu spraw wymagających osobistego stawienia się w urzędzie nie dało się załatwić i dotyczyło to zarówno typowych czynności administracyjnych, jak i złożonych procesów. Sądy, szkolnictwo, urzędy stanu cywilnego, czy nawet agendy rządowe takie jak Krajowa Izba Odwoławcza ograniczyły się do najpilniejszych spraw, zostawiając całą resztę „na lepsze czasy”. A tu przecież liczy się każda chwila.
Widzimy, że mamy do czynienia z masowym ograniczeniem, spowolnieniem bądź też zawieszeniem niektórych czynności realizowanych w sektorze publicznym. I jak wszędzie – są podmioty które radzą sobie bardzo dobrze. Jednak wszędzie tam, gdzie „załatwienie sprawy” wymaga bezpośredniego kontaktu i obecności, musiały pojawić się zakłócenia w funkcjonowaniu.
Można zadać sobie więc pytanie: czy to dla urzędów jednorazowa sytuacja? Bynajmniej. Według ostatnich przewidywań naukowców Uniwersytetu Harvarda, koronawirusa raczej nie powstrzyma letnia aura, a szczepionka pojawi się w perspektywie roku-półtora. Dodatkowo, jak twierdzą eksperci, najskuteczniejszą polityką powstrzymywania kolejnej fali pandemii będzie seria okresów izolacji społecznej, połączona z intensywnym testowaniem obywateli na obecność wirusa. Oznacza to mniej więcej tyle, że sytuacja, w której się znaleźliśmy z dużym prawdopodobieństwem jeszcze się powtórzy. I to więcej niż jeden raz.